• Data dodania: 19.12.2020
Od czasu do czasu w głowie nawet najbardziej zatwardziałego mieszczucha pojawia się myśl: a gdyby tak rzucić wszystkoi… przenieść się na wieś. Zmęczeni szalonym tempem miejskiego życia, wyczerpującą i niedającą satysfakcji pracą, wiecznymi korkami, coraz bardziej dotkliwym smogiem, tęsknimy za spokojem, czystym powietrzem i kontaktem z naturą.

Tyle że taki sielski obraz wsi wynosimy zwykle z wakacyjnych lub weekendowych wyjazdów, gdy faktycznie korzystamy z tego, co wieś ma do zaoferowania: ciszy, wolniej płynącego czasu, wolności. Wcale to jednak nie oznacza, że wiejskie życie rzeczywiście tak wygląda na co dzień.

Położone na pagórku urokliwe siedlisko, które nas zachwyciło w słoneczny letni dzień, w innych porach roku może się okazać nie lada pułapką. Jesienne słoty i wiosenne roztopy, gdy samochód grzęźnie w lepkim błocie, a koła beznadziejnie buksują w miejscu, potrafią uniemożliwić dostanie się do gospodarstwa. Śnieg, który cieszył oczy w miejskim parku, może spaść już w październiku i utrzymać się do kwietnia. Trzeba więc regularnie samemu chwytać za łopatę i odśnieżać często kilkusetmetrową drogę dojazdową i dojście do domu, by w ogóle móc się z niego wydostać.

Sam dom też potrafi sprawić kłopotliwe niespodzianki, jeśli nie jest to względnie nowy budynek. Drewniana wiejska chałupa, najczęściej kilkunasto- lub kilkudziesięcioletnia, ma niewątpliwie swój klimat i jest spełnieniem marzeń o własnym domu na wsi, ale… szybko może się okazać finansową studnią bez dna. W okiennicach są dziury, stary piec dymi, dach przecieka, a podłogi skrzypią niemiłosiernie i trzeba je układać na nowo. Oznacza to nieustający, trwający nieraz latami remont, zwłaszcza gdy nie posiadamy wystarczających środków, by zrobić wszystko za jednym zamachem. W dodatku na wsi wcale nie jest łatwo znaleźć fachowców, którzy by się tym zajęli. Nawet jeśli uporamy się w końcu z remontem, w domu, szczególnie wiejskim, i wokół domu cały czas jest coś do zrobienia niezależnie od pory roku. A to w spiżarni zalęgły się myszy, a to liście zapchały rynny, wylało szambo zbyt małe, żeby pomieścić nadprodukcję ścieków wytwarzanych przez ludzi przyzwyczajonych do pojemnej miejskiej kanalizacji. Od wiosny do jesieni trwają prace w ogrodzie przy sadzeniu, pieleniu i zbiorach, bo przecież warto mieć swoje zdrowe, niepryskane owoce i warzywa. Nie tylko zresztą warto, ale i trzeba, gdyż w wiejskim sklepie warzyw najczęściej nie ma, jako że każdy uprawia je na własny użytek. Zimą też pracy nie brakuje. Trzeba choćby wstać o świcie, by napalić w piecu, bo przez noc dom się mocno wyziębia. Jeśli ktoś zdecydował się na trzymanie zwierząt, kilku kur czy stadka kóz, musi o nie dbać cały rok. Zwierzęta należy nakarmić i napoić, zebrać jajka, co najmniej 2 razy dziennie wydoić kozy, sprzątać regularnie kurnik i obórkę. Taka powszednia krzątanina zajmuje naprawdę dużo czasu. Do tego wszędzie jest daleko: do szkoły, sklepu, lekarza, do banku czy na pocztę. Bez samochodu ani rusz, gdyż większość wsi jest słabo skomunikowana z większymi ośrodkami. Każda wyprawa do miasta jest więc sporym logistycznym wyzwaniem, aby za jednym razem udało się wszystkie sprawy załatwić. A jeśli o czymś zapomnimy?

Pół biedy, gdy podczas gotowania obiadu zorientujemy się, że zabrakło nam soli. Zawsze można pójść do sąsiadki i pożyczyć. Ludzie na wsi na ogół są pomocni w mniej lub bardziej kryzysowych sytuacjach. Jednak o prawdziwą integrację z wiejską społecznością łatwo nie jest. Jest to bowiem grupa zwarta, najczęściej mocno powiązana rodzinnie, zakorzeniona w swojej lokalnej tradycji i nieufnie odnosząca się do obcych, zwłaszcza „miastowych”. Asymilacja może więc być procesem długim i wymagającym dobrej woli z obu stron. O relacje sąsiedzkie trzeba dbać, interesować się ważnymi problemami wsi, uczestniczyć w życiu lokalnej zbiorowości. A gdy już uda nam się wtopić w nowe środowisko, może się to okazać dosyć… uciążliwe. Na wsi wszyscy wszystkich znają i wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko. Przyzwyczajonym do miejskiej anonimowości, gdy ledwo rozpoznawaliśmy lokatorów z tej samej klatki w bloku, może nie do końca odpowiadać świadomość, że nic nie umknie oczom sąsiadów i sprawy prywatne stają się de facto sprawami publicznymi.

Pozostaje jeszcze jeden problem związany z przeprowadzką na wieś, bodaj najważniejszy – trzeba jakoś zarabiać, a o pracę na prowincji jest naprawdę trudno. Trzeba mieć więc pomysł na siebie. Na to, z czego będziemy się w tym nowym wiejskim życiu utrzymywać.

W najlepszej sytuacji są przedstawiciele większości zawodów artystycznych, tacy jak na przykład malarze, rzeźbiarze, pisarze, tłumacze, kompozytorzy, czyli ludzie, którzy mogą w zasadzie tworzyć wszędzie. Dobrze jest też mieć jakieś specjalistyczne wykształcenie. Nauczyciel może znaleźć pracę w lokalnej szkole, lekarz otworzyć prywatną praktykę lub zatrudnić się w wiejskim ośrodku zdrowia czy powiatowym szpitalu. Obecnie, co prawda, zakres możliwości się powiększa, choćby ze względu na coraz powszechniejszą pracę zdalną, ale do tego niezbędny jest sprawny szerokopasmowy internet, z czym na wsi może być trudno, oraz… stały dostęp do energii elektrycznej, a wyłączenia i awarie prądu na prowincji to zjawisko wcale nie tak rzadkie.

Pomysłem na życie może być też prowadzenie agroturystyki. Należy jednak mieć na uwadze, że dla mieszkańców wsi jest ona jedynie dodatkowym źródłem zarobku, podstawowym pozostaje gospodarstwo rolne.

I tu pojawia się problem, bo idealistyczne rojenia kogoś, kto w swoim miejskim mieszkaniu zapominał o podlewaniu kwiatków, że wystarczy uprawiać ekologiczny ogródek i sprzedawać na targu marchewkę lub robić powidła z leśnych malin czy lepić garnuszki z gliny i z tego się utrzymać, można włożyć między bajki. Aby jakakolwiek działalność rolnicza przynosiła godziwy dochód, musi być oparta na wyspecjalizowanej produkcji. A o tym bez odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia, a tym bardziej bez środków na jej rozwinięcie mowy nie ma. Do tego dochodzi jeszcze stała niepewność związana z nieprzewidywalnością natury, widoczną szczególnie teraz, w czasie coraz bardziej nasilających się zmian klimatycznych.

Tak więc przenosiny na wieś to na pewno pomysł tylko dla tych, którzy decyzję o przeprowadzce podejmują świadomie, a nie pod wpływem utopijnego myślenia, że jak się kupi dom na wsi, to się wszystko w życiu ułoży. Niestety, tak to nie działa.

Są oczywiście tacy, którzy mieli odwagę podjąć ryzyko i się im udało. Ruszyli z produkcją serów, przejęli stary sad i robią soki owocowe, hodują alpaki i zyski czerpią ze sprzedaży wełny i zwierząt z powiększającego się stada… Pomysłów na wiejskie życie jest wiele, ale powiedzie się tylko tym, którzy naprawdę nie boją się ciężkiej pracy. Co otrzymają w zamian? To, o czym marzyli: ciszę, świeże powietrze, kontakt z naturą. I będą mogli powiedzieć, że zamiast Mordoru mają Sherwood.